Coś w tej sprawie jest nie tak, skoro we właściwie eksploatowanej biogazowni poferment powinien mieć słaby, dość neutralny zapach, a jest zupełnie odwrotnie.
Do biogazowni w przygranicznym mieście Zittau, uruchomionej w zeszłym roku, trafia kiszonka z kukurydzy uprawianej po polskiej stronie granicy, z gmin Sulików i Zgorzelec. W drugą stronę, czyli z tejże instalacji do Polski transportowany jest powstający tam poferment. Jego część wylewa się od razu na pola, a część trafia do otwartych zbiorników, wybudowanych na koszt właściciela biogazowni w Zawidowie-Skrzydlicach. Mieszkańcy wsi sąsiadujących ze zbiornikami i z polami, na które wylewany jest ów poferment, narzekają na smród. Twierdzą, że nikt ich nie pytał o zgodę na budowę zbiorników i nie dowierzają zapewnieniom rolników korzystających z pofermentu z niemieckiej biogazowni, że powstaje on jedynie na bazie kiszonki z kukurydzy. Podejrzewają, że albo jest z czymś zmieszany (np. z jakimiś odpadami), albo biogazownia w Zittau nie wykorzystuje jako surowca tylko kukurydzy. Gdyby jednak potwierdziła się ta druga wersja, to i tak poferment nie powinien intensywnie cuchnąć, gdyby biogazownia w Zittau była właściwie eksploatowana. To oznacza m.in., że ciecz pofermentacyjna najpierw powinna trafić do specjalnie do tego przeznaczonych zamkniętych zbiorników lub tzw. lagun przy biogazowni, tam do końca "przefermentować" i dopiero wtedy opuścić to miejsce. Wygląda na to, że w instalacji biogazowej w Zittau tak się nie dzieje i albo poferment "dojrzewa" tam za krótko, albo w ogóle nie przechowuje się go w zbiornikach pofermentacyjnych przy biogazowni, tylko od razu jest stamtąd wywożony.
- Tu jest bardzo złe powietrze, nie wiadomo co z tym wszystkim zrobić. Uciekać stąd czy mieszkać? Ludzie dostają zawrotów głowy, a dzieci wymiotują - twierdzi jeden z lokatorów okolicznych domów. - Nawet nie można wywietrzyć mieszkania. Jeśli przyjdą do mnie znajomi, to nie jestem w stanie rozpalić grilla. Przychodzi wiatr i cały ten odór dosłownie odbiera człowiekowi chęć, by cokolwiek zjadł. Nie idzie tutaj funkcjonować - dodaje.
Wprawdzie właściciel biogazowni w Zittau i polskie lokalne władze samorządowe zapewniają, że wszystko odbywa się w majestacie prawa, jednak czy tak rzeczywiście jest? Przede wszystkim należałoby się dowiedzieć, co faktycznie przywożone jest jako poferment z Zittau do Polski i jaki skład ma ta ciecz. Mieszkańcy wsi, których dotknął wyżej opisany problem, wynajęli już prawnika oraz wysłali pisma do starostwa i wojewody, domagając się sprawdzenia wszystkich dokumentów i tego, czy zostały one wydane zgodnie z prawem. Sprawą zajmują się również lokalni parlamentarzyści – poseł Marzena Machałek i senator Jan Michalski. Miejmy nadzieję, że mieszkańcy będą wreszcie mogli normalnie oddychać.
Z dnia: 2013-05-11, Przypisany do: Nr 9(464)